moje

sobota, 30 maja 2015

Sushi warsztaty po raz trzeci


Kolejny raz miałam okazję wziąć udział w sushi warsztatach razem z Sebu Sushi w Studiu Kulinarnym Browar Mieszczański. Tym razem nie tylko rolowałam i słuchałam mistrza Witu, ale miałam okazję w kilku zdaniach wprowadzić uczestników w świat sushi. O poprzednich warsztatach można przeczytać tutaj.



Mówiłam krótko i na temat, bo wszyscy nie mogliśmy doczekać się już skręconej rolki, aby zaspokoić pierwszy głód. A trochę to trwało, bo trzeba było ugotować ryż, przygotować łososia oraz przyjąć pierwsze podpowiedzi mistrza Witu. W czasie warsztatów było maki i nigiri, smażyliśmy również rybkę w tempurze, a na deser wyszło pyszne sushi na słodko z truskawkami. :)






W ciągu tych kilku godzin dużo się działo i dużo się jadło, część sushi poszło również na wynos. Jak to mówią, ćwiczenie czyni mistrza, a smacznych ćwiczeń w doborowym towarzystwie nigdy za wiele. :)




Kolejne warsztaty niebawem. Zapraszam! :)

(Zdjęcia by Wasyl z Jedzenia do rzeczy.)

czwartek, 28 maja 2015

Skośnym okiem, tom I


Kiedy dostałam propozycję przeczytania i zrecenzowania najnowszej książki pana Rafała Tomańskiego Skośnym okiem, szczerze pomyślałam - no dobra, w końcu pisałam kiedyś, że do trzech razy sztuka... Poprzednie książki mnie nie zachwyciły krótko mówiąc. I przyznam się, że, jak zobaczyłam tę kolubrynę, która przyszła do mnie pocztą (ponad 400 stron bitego tekstu) oraz cyfrę jeden na okładce, która zapowiadała dalszy ciąg, jedyne co mogłam z siebie wydusić to: Okej... 

"Oko w tytule książki jest skośne, ponieważ na większość opisywanych spraw patrzę przez pryzmat Azji i tamtejszych kultur. Jednak czasem sugeruje dystans, większy niż ten, na który może zdobyć się odbiorca zwykłej informacji z dziennika. Z takiego oddalenia, biorąc pod lupę rok jako ciąg wydarzeń jednocześnie zamknięty i otwarty, z konsekwencjami na przyszłość i wywodzący się z tego, co było, można lepiej przywołać sobie niektóre sprawy i przypomnieć, dlaczego do czegoś doszło akurat wtedy."

Jedyne co mi pozostało, to zabrać Skośnym okiem w podróż i zmierzyć się z tym tekstem. Zanim o treści, napiszę najpierw o samym wydaniu, które okazało się być nie takie straszne, jak mi się na pierwszy rzut oka wydawało. Mimo objętości Skośnym okiem nie waży zbyt wiele i całkiem zgrabnie się układa, więc nie trzeba z tą książką walczyć podczas czytania. Co do okładki... Mnie nie przypadła do gustu. Mogę sobie wmawiać, że kreska taka jakby kaligraficzna, a kwiaty wyrastajace z czaszki to metafora japońskiego przysłowia (泥中の蓮, deichū no hachisu, czyli "piękne kwiaty lotosu rodzą się z błota"), jednak i tak do mnie nie przemawia. Ale, nie sądź książki po okładce... :) Całość podzielona jest na miesiące (tom pierwszy zawiera felietony napisane od stycznia do sierpnia 2014 roku), w które wrzucone są wszystkie felietony zgodnie z datą ich napisania (tak mi się przynajmniej wydaje, bo dat konkretnych nie było, niestety). Trochę zabrakło mi wyraźniejszego oddzielenia jednego felietonu od drugiego, np. poprzez wspomniane już daty dzienne, ponieważ tytuły nie do końca wyróżniały się w ciągłym tekście. Szczegół.

Felietony miały z założenia traktować o Azji lub z azjatyckiego punktu widzenia - stąd przymiotnik skośny w tytule. I faktycznie większość teksów jest o Japonii, Chinach, Rosji, wzajemnych relacjach politycznych, terytorialnych i ekonomicznych. Pan Tomański wiele miejsca, jak zwykle zresztą, poświęca nowym technologiom, Internetowi, etc.i sprawom akurat w danej chwili aktualnym, jak Mundial czy kolejna rocznica tsunami w Japonii i awarii w Fukushimie. Nie są to do końca moje tematy, chyba teksty związane z piłką nożną nużyły mnie najbardziej, mimo to sporo się dowiedziałam i faktycznie dzięki czytaniu ciągiem, można było spojrzeć na azjatycki rok 2014 jako całość.

Sporo informacji się powtarza. Niektóre felietony wręcz fragmentami są kopią poprzednich. I to mogłoby jeszcze przejść, kiedy czytamy krótki tekst w gazecie/w Internecie co tydzień czy dwa, ale jeśli czytamy te teksty jak książkę - czyli ciągiem, jak zrobiłam to ja - to bardzo szybko jest to irytujące. Ale dzięki temu być może do końca życia już będę pamiętać, między innymi że HS 981 to chińska platforma, która tygodniami zakłócała spokój na wietnamskich wodach terytorialnych, a aplikacja WhatsApp została przejęta przez Facebooka za 19 mld dolarów. Zdarzyło się kilka tekstów, w których wzmianki o Azji nawet nie ma albo pojawia się ona marginalnie, jakby zadośćuczynić czytelnikowi. Pojawia się również kilka odnośników, które chcąc nie chcąc w wersji papierowej działać nie będą. Mam wrażenie, że nikt tych teksów nie przeredagował pod kątem wydania książkowego. Wzięto je i wyjęto z sieci, wklejono na papier dodając okładkę. I powstała książka. Zdarzają się też literówki oraz brak konsekwencji w pisaniu imienia i nazwiska japońskiego premiera - raz jest on Shinzō Abe, a zwykle Shinzo Abe. Szczegół.

Wcześniej nie czytałam tekstów pana Tomańskiego regularnie - po prawdziwe to zajrzałam może do dwóch czy trzech. Dla mnie więc wydanie tych teksów okazało się dobrym zabiegiem, mimo ze początkowo podchodziłam do Skośnego oka sceptycznie. Moim zdaniem forma felietonu bardziej pasuje i lepiej wychodzi panu Tomańskiemu niż pisanie książek. Co prawda dla mnie Made in Japan również była zbiorem tekstów niby tworzących spójną całość, ale jednak coś zgrzytało. W Skośnym okiem jest dużo lepiej. Czytało mi się te ponad 400 stron z zaciekawieniem.I na pewno sięgnę po tom drugi.

(Cyt. za: Rafał Tomański, Skośnym okiem, Gdańsk 2015, s. 7.)

Więcej informacji na stronie wydawnictwa. Polecam!

środa, 20 maja 2015

Resturant Day we Wrocławiu z japońską nutką


Kolejna, dwunasta już, edycja Restaurant Day za nami. Rok temu byłam, zobaczyłam, zjadłam i się zachwyciłam (relacja tutaj). Tym razem ekipa była mniejsza, mimo to i pogoda, i odwiedzający, i humor dopisywał. Między innymi można było spróbować burgerów od Smacznego, świeżych soków od Dr Sok, kuskusu od Harissy i ciast od Szagon przez ogródek (sernik szpinakowy był fantastyczny!).



Co mnie osobiście bardzo ucieszyło, to fakt, że ta edycja była również całkiem japońska. Dwaj panowie Maciej i dr Sobel serwowali pyszną zupkę miso i z każdym dzielili się przepisem. :)



KAME serwowały japońskie przekąski oraz bento. Świetnie było zjeść prawdziwe onigiri w specjalnych japońskich opakowaniach i przepyszne takoyaki, za smakiem których się stęskniłam. Na koniec dostało mi się jedno bento, za które どうもありがとうございました! Następnym razem odwdzięczę się muffinkami. :)







Jak zwykle było i świetne sushi od Sebu Sushi. Ania i Witu kręcili przepyszne rolki, w tym mojego ulubionego Szczepana z surowym łososiem oraz maki z węgorzem w tempurze. Wszystko świeże i robione na naszych oczach. Na kilka rolek się skusiłam - nie mogłam się oprzeć. :)






Gdyby ktoś rok temu mi powiedział, że za kilkanaście miesięcy sama stanę się częścią tej społeczności, popatrzyłabym z politowaniem. A tu proszę, wspólny projekt razem z M. z Made in Japan zaowocował zieloną udaną współpracą pod szyldem Słowik&Myszka. I oto dwunasta edycja Restaurant Day Wrocław miała swoją zieloną odsłonę w postaci naszych matcha słodkości.



Nasz debiut uważam za bardzo udany, tym bardziej, że otrzymałyśmy same dobre słowa i wyrazy uznania dla naszych muffinek i tart. Matcha posmakowała. :) 

Więcej zdjęć Słowik&Myszka tutaj.

poniedziałek, 18 maja 2015

Restaurant Week w Szajnochy 11



Ponownie z K. z Japonii pełną chochlą wybrałyśmy się na event, tym razem kulinarny. :) W ramach Restaurant Week wybrałyśmy się do znanej mi bardzo dobrze Szajnochy 11. W ramach Restaurant Week w kilku miastach w Polsce można spróbować dań najlepszych restauracji płacąc jedynie 39zł za trzydaniowe menu. Jedynie, ponieważ za taką kwotę w inny dzień nie udałoby nam się zjeść trzech dań z karty restauracji. Warto więc polować na okazje, wybrać restaurację i dokonać rezerwacji, aby poznać nowe smaki i doświadczyć innej kuchni niż może na co dzień. Relacja Japonii pełną chochlą tutaj.


Menu Tradycyjne brzmiało intrygująco i kusząco. Na pierwszy ogień poszła przystawka: przegrzebek z kremem ze szpinaku i szczawiu. Krem GENIALNY, jak zresztą całe danie, które dosłownie rozpływało się w ustach.



Na danie główne deska sushi i co ciekawe, ani jeden kawałek nie miał nori. :) Przesmaczne nigiri z wołowiną, wędzoną krewetką i dipem cytrusowym, ośmiornica i dipem wasabi oraz z łososiem i chrzanem. Pyszny gunkanmaki z tatarem z łososia i cukinią oraz maki z tuńczykiem i nowalijkami. Najbardziej smakowały mi nigiri, szczególnie z krewetką i wołowiną. A do tego pyszne wino z polecenia kelnera. I tu ukłon w stronę świetnej obsługi również. :)




A na koniec gofry. Jabłkowe z musem ze złotego buraka (choć po cichu liczyłam, że ten zielony mus, to będzie matcha...). Smaczne, ale jednak stawiam bardziej na sushi. :)



Więcej informacji tutaj. Do zobaczenia za rok! :)

niedziela, 17 maja 2015

Mało kolorowe "Kolory Tokio"


Razem z K. z Japonia pełną chochlą wybrałyśmy się na otwarcie fotograficznej wystawy Kolory Tokio autorstwa antropologa kultury Henryka Dumina. Bardzo byłam ciekawa tej wystawy nie tyle ze względu na zdjęcia, bo spodziewałam się, że raczej będzie to wybór standardowy, ale ze względu na osobę pana Henryka Dumina, co by nie mówić kolegi po fachu. :)




Wystawa została zorganizowana w Centrum Kultury Zamek w Leśnicy. W dniu otwarcia mieliśmy okazję poznać autora zdjęć oraz wysłuchać jego spostrzeżeń na temat Japonii. Pan Henryk Dumin spędził w Kraju Kwitnącej Wiśni trzy tygodnie, głównie w Tokio, podróżując z awangardowym teatrem, którego nazwy, niestety, nie pamiętam.


Zaciekawiło mnie, że autor wspominał wielokrotnie o perspektywie antropologicznej w patrzeniu na Japonię i również tą samą perspektywą kierował się przy wyborze zdjęć. Chciałam dopytać o tę kwestię, ponieważ dla mnie wybór 38 zdjęć, które można oglądać na wystawie jest mało zaskakujący - w głównej mierze są to obrazy bardzo znane i powielane przez wiele osób, które miały okazję odwiedzić Tokio. Nie dane mi było jednak o to zapytać, gdyż po otwarciu wystawy właściwie od razu przeszliśmy do sali, w której miał odbyć się pokaz 113 slajdów z podróży autora.




Nie dotrwałyśmy do końca, ponieważ czas nas gonił. A trochę szkoda, bo byłam ciekawa, czy była na koniec możliwość dyskusji. Niestety, w czasie pokazu nie wszystkie podawane informacje mogłam zaakceptować, między innymi z powodu błędów, jakie się pojawiły. Rozumiem, że można nie wiedzieć wszystkiego, ale ... trzeba wiedzieć przynajmniej, co się pokazuje na zdjęciach. Odniosłam również wrażenie, że pan Henryk Dumin za bardzo operował stereotypami na temat Japonii, a tym samym utrwalił je pewnie jeszcze bardziej w świadomości odbiorców. Wiele razy też padało słowo "egzotyka", co mnie osobiście razi, ale to już kwestia również osobistego podejścia do tematu. Jak dla mnie Kolory Tokio trochę mało kolorowe...

Więcej informacji na stronie Zamku.