moje
▼
czwartek, 26 kwietnia 2012
matcha latte.
Uwielbiam zieloną herbatę zwaną matcha. Jest wyśmienita nie tylko do picia, ale także do nadawania charakterystycznego smaku lodom, ciastom, cukierkom, czekoladzie... Jak tylko mam okazję, próbuję wszystkiego, o smaku matcha - dango, cukierki, czekolada, lody (uwielbiam), buły napychane matcha nadzieniem... Kilka przykładów poniżej:
Kiedy więc trafiłam do japońskiego Starbucks'a wybór był prosty - matcha latte. I nieważne, ze za oknami gorący listopad, a pan sprzedawca mnie przepraszał, że podają tylko gorące matcha latte, bo to już przecież jesień. Smakowało wybornie. I stało się niemal codziennym rytuałem.
Bardzo mi brakowało tego smaku po powrocie do Polski. Aż znalazłam ten przepis. Od tamtej pory pijemy matcha latte, kiedy tylko mamy ochotę. Prawie udało nam się osiągnąć wymarzony smak...
Co potrzebujemy:
herbata matcha
mleko
łyżeczka cukru (albo więcej, albo mniej - jak kto woli)
A tu mały komiks How to do it:
Smacznego!
wtorek, 24 kwietnia 2012
Tokio. Miasto marzeń.
Jeszcze się nie spotkałam z przewodnikiem po Tokio, czy ogólnie po Japonii, o którym mogłabym powiedzieć wow. Cudów nie ma - wszystkie przewodniki, które do tej pory wpadły mi w ręce (Lonely Planet, National Geographic, Wallpaper etc.) okazały się być rozczarowywujące. Z różnych powodów, ale głównie z jednego - w każdym było niemal to samo. I owszem, dla kogoś, kto jedzie pierwszy raz i nie ma pojęcia o Tokio, czy Japonii, są one w gruncie rzeczy wystarczające. Jednak dla kogoś takiego jak ja (wiem, jak nieskromnie to brzmi :)), nie wnoszą one nic nowego. Szukam miejsc spoza utartych szlaków, ciekawostek, rzeczy czasami może i mało istotnych, trywialnych, ale fascynujacych. A o miejscach must see chcę wiedzieć więcej niż to, co można wyczytać na Wikipedii. Wallpaper nieco odbiega od tego schematu, jednak propozycje w nim zawarte są z kolei na kieszeń tylko bardzo zamożnych turystów. Niestety, nie inaczej jest i z przewodnikiem po Tokio z serii Miasta Marzeń 2. Owszem, ładne zdjęcia i całkiem fajne wydanie (podobnie jak jakiś czas temu przewodnik o Kioto), ale nic poza tym. Jak dla mnie, rzecz jasna. Pozostaje mi dalej przeszukiwać sieć lub pójść śladem słowami Adolus Huxleya z Along the road. Notes and essays of a tourist:
"For every traveller who has any taste of his own,
the only useful guidebook will be the one which himself has written."
A o tym, już całkiem niedługo... :)
Więcej informacji tutaj.
niedziela, 22 kwietnia 2012
brzydka Japonia.
Japonia jest brzydka. A przynajmniej brzydką bywa. Tak twierdzą niektórzy. Może i rzecz gustu, faktem jest jednak, że Japonia to nie tylko barwne kimona, drewniane świątynie i lśniące nowoczesne samochody. To także zakurzone zaułki, ciemne ślepe uliczki, chaos pod nogami i nad głowami i natura zamknięta w betonie. Jak każdy kraj, tak i Japonia, ma swoje ciemne strony. Kto czytał Psy i demony, ten wie, o czym mówię. Jednak do napisania tego posta zainspirowała mnie nie książka Kerr'a, którą czytałam już dawno temu, ale ta strona Ugly Japan. Temat brzydoty japońskiej wiąże się, rzecz jasna, z haikyo, o czym kiedyś już nadmieniłam tutaj i może kiedyś napisze więcej jeszcze.
"A czy japońska estetyka, pojmowana jako to szczególne uwrażliwienie Japończyków na piękno, obroniła się w czasach współczesnych? Niektórzy sceptycy i chłodni realiści, jak choćby Alex Kerr, daliby odpowiedź negatywną, lecz większość japonistów, do których i ja należę, pozostanie idealistami i zawsze dostrzegać będzie piękno japońskiej sosny stojącej samotnie na nadmorskim urwisku, świadomie omijając wzrokiem szare, wybetonowane nabrzeże."
I coś w tym jest. Czasami wędrując po Japonii odniosłam wrażenie, że roboty drogowe, stare niedziałające neonowe szyldy, worki ze śmieciami rozłożone wzdłuż drogi są poza świadomością Japończyków. Z jednej strony są to elementy codzienności i trudno je ignorować. Z drugiej, wydają się być tak nietrwałe (droga w końcu zostanie naprawiona, neon ktoś wrzuci do kosza, a worki zostaną zabrane), że ludzie omijają je wzrokiem skupiając się na kwitnących wiśniach.
Z drugiej strony, jest wiele miejsc, które zastygły w czasie i przestrzeni. Wystarczy zejść z głównego szlaku w Tokio i trafiamy na zapyziałe bary z otłuszczonymi ladami, walające się kartony, wszędobylskie druty, kable, stare żarówki. To też jest Japonia. Czy brzydka? Jak już wspomniałam, to rzecz gustu. Dla mnie to Japonia prawdziwa. Równie tak samo jak Złoty pawilon w Kioto czy lolitki z Harajuku. Piękno brzydoty.
Niektórym zabudowa np. Tokio wydaje się być bez ładu i składu. Słyszałam kilka opinii osób, że budynki są brzydkie, jak z plastiku etc. Może wynika to z faktu, że ja się w Japonii czuję dobrze i jest to dla mnie za każdym razem nie lada atrakcja bycie tam i odkrywania tamtej rzeczywistości, że ja lubię to wszystko, ten cały nieład, beton i tandeta składa mi się w całość na twór, jakim jest Japonia*.
(Cyt. za: Beata Kubiak Ho-Chi, Estetyka i sztuka japońska. Wybrane zagadnienia, Kraków 2009, s. 20.)
* Co nie oznacza, że zachwycam się pięknem betonowej świątyni czy plastikowych bambusów i popieram stosunek Japończyków do niszczenia swojego kulturowego dziedzictwa i krajobrazów. Ale o tym następnym razem.
"A czy japońska estetyka, pojmowana jako to szczególne uwrażliwienie Japończyków na piękno, obroniła się w czasach współczesnych? Niektórzy sceptycy i chłodni realiści, jak choćby Alex Kerr, daliby odpowiedź negatywną, lecz większość japonistów, do których i ja należę, pozostanie idealistami i zawsze dostrzegać będzie piękno japońskiej sosny stojącej samotnie na nadmorskim urwisku, świadomie omijając wzrokiem szare, wybetonowane nabrzeże."
I coś w tym jest. Czasami wędrując po Japonii odniosłam wrażenie, że roboty drogowe, stare niedziałające neonowe szyldy, worki ze śmieciami rozłożone wzdłuż drogi są poza świadomością Japończyków. Z jednej strony są to elementy codzienności i trudno je ignorować. Z drugiej, wydają się być tak nietrwałe (droga w końcu zostanie naprawiona, neon ktoś wrzuci do kosza, a worki zostaną zabrane), że ludzie omijają je wzrokiem skupiając się na kwitnących wiśniach.
Z drugiej strony, jest wiele miejsc, które zastygły w czasie i przestrzeni. Wystarczy zejść z głównego szlaku w Tokio i trafiamy na zapyziałe bary z otłuszczonymi ladami, walające się kartony, wszędobylskie druty, kable, stare żarówki. To też jest Japonia. Czy brzydka? Jak już wspomniałam, to rzecz gustu. Dla mnie to Japonia prawdziwa. Równie tak samo jak Złoty pawilon w Kioto czy lolitki z Harajuku. Piękno brzydoty.
Niektórym zabudowa np. Tokio wydaje się być bez ładu i składu. Słyszałam kilka opinii osób, że budynki są brzydkie, jak z plastiku etc. Może wynika to z faktu, że ja się w Japonii czuję dobrze i jest to dla mnie za każdym razem nie lada atrakcja bycie tam i odkrywania tamtej rzeczywistości, że ja lubię to wszystko, ten cały nieład, beton i tandeta składa mi się w całość na twór, jakim jest Japonia*.
(Cyt. za: Beata Kubiak Ho-Chi, Estetyka i sztuka japońska. Wybrane zagadnienia, Kraków 2009, s. 20.)
* Co nie oznacza, że zachwycam się pięknem betonowej świątyni czy plastikowych bambusów i popieram stosunek Japończyków do niszczenia swojego kulturowego dziedzictwa i krajobrazów. Ale o tym następnym razem.
piątek, 20 kwietnia 2012
nius.
Aby Czytelnikom było łatwiej i aby JaponiaBliżej była przejrzysta, na pasku bocznym pojawiło się odniesienie do JaponiiBlizejBento - z miniaturką i początkiem nowego posta. Teraz wystarczy jeden rzut oka, aby sprawdzić, czy na JaponiaBlizejBento pojawiło się coś nowego. Podobny odnośnik do JaponiiBliżej pojawił się na JaponiiBlizejBento.
Zawsze także można zajrzeć na naszą stronę na FB, gdzie pojawiają się wzmianki o nowych postach. I nie tylko. :) Zapraszam!
Zawsze także można zajrzeć na naszą stronę na FB, gdzie pojawiają się wzmianki o nowych postach. I nie tylko. :) Zapraszam!
środa, 18 kwietnia 2012
otchłań.
Jest takie miejsce w Nikkō, które udało nam się z L. odwiedzić kilka lat temu. Tym razem, niestety, nie mieliśmy czasu, aby tam wrócić. Kanmangafuchi znajduje się niedaleko chramu Tōshō-gū. Nie za długi spacerek w zielonej cichej okolicy prowadzi nas wprost do otchłani. Po drodze mijamy japońskie domy, lokalną florę oraz hostel Turtle Inn Nikko (świetna lokalizacja moim zdaniem).
A potem świątynię i cmentarz, na którym znajduje się kilka wizerunków Jizō, kamienny park, dużo zieleni i po kilku metrach wita nas otchłań.
Otchłań powstała na skutek wybuchu wulkanu Nantai. Teren jest przepiękny, cichy, zakłócany jedynie szumem rzeki Daiya. Wzdłuż ścieżki wizerunki kilkudziesięciu Jizō (ok.70, chociaż niektórzy powiadają, że ich liczba się zmienia...), niektóre są tak stare, że na posagach zatarły się rysy twarzy, głowy, całej sylwetki. Początkowo posągów było 100, ale część uległa zniszczeniu podczas powodzi w 1902 roku.
To bardzo klimatyczne miejsce, szczególnie po zmierzchu. :) I świetne na złapanie oddechu po dość wyczerpującym zwiedzaniu chramu Tōshō-gū. Nie dociera tu pewnie zbyt wielu turystów (my byliśmy w otchłani sami jak palec nie licząc Jizō ;)), więc można spokojnie spacerować wzdłuż rzeki, kontemplować otoczenie, usiąść i zjeść bento. :)
Więcej informacji tutaj i tutaj. Polecam, gdyby akurat ktoś był w pobliżu. :)
A potem świątynię i cmentarz, na którym znajduje się kilka wizerunków Jizō, kamienny park, dużo zieleni i po kilku metrach wita nas otchłań.
Otchłań powstała na skutek wybuchu wulkanu Nantai. Teren jest przepiękny, cichy, zakłócany jedynie szumem rzeki Daiya. Wzdłuż ścieżki wizerunki kilkudziesięciu Jizō (ok.70, chociaż niektórzy powiadają, że ich liczba się zmienia...), niektóre są tak stare, że na posagach zatarły się rysy twarzy, głowy, całej sylwetki. Początkowo posągów było 100, ale część uległa zniszczeniu podczas powodzi w 1902 roku.
To bardzo klimatyczne miejsce, szczególnie po zmierzchu. :) I świetne na złapanie oddechu po dość wyczerpującym zwiedzaniu chramu Tōshō-gū. Nie dociera tu pewnie zbyt wielu turystów (my byliśmy w otchłani sami jak palec nie licząc Jizō ;)), więc można spokojnie spacerować wzdłuż rzeki, kontemplować otoczenie, usiąść i zjeść bento. :)
Więcej informacji tutaj i tutaj. Polecam, gdyby akurat ktoś był w pobliżu. :)
wtorek, 17 kwietnia 2012
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Japonia na starej fotografii.
W końcu udało nam się wybrać na wystawę starych fotografii z kolekcji Zygmunta Wielowieyskiego. Na wystawie zobaczyć można 70 oryginalnych kolorowanych fotografii. Nie jest to dużo (ja zawsze odczuwam pewien niedosyt na tego typu wystawach), ale już ta liczba zdjęć pozwala oddać "klimat tamtych lat". :) Poza tym można przyjrzeć się bliżej utensyliom używanym w ceremonii herbacianej oraz kilu kimon i pasom obi, czyli typowym "dodatkom" do wystaw poświęconych Japonii.
Japonia, a w głównej mierze jej mieszkańcy, zostali uwiecznieni w sytuacjach codziennych - pracy w polu, witania gości w domu, poruszania się po mieście. Wydawać by się mogło, że to nic takiego, jednak świadomość, że zdjęcia pochodzą z końca XIX wieku pobudza wyobraźnię. I nawet tak prozaiczne zajęcia, jak sprzedawanie zabawek na przenośnym kramie nabierają magii.
I jeszcze kilka migawek.
Dopełnieniem wystawy jest świetnie wydany album. Może kiedyś w końcu znajdzie się w moim posiadaniu. :)
„Zjawiskowa, poetycka fotografia. Zamglone, delikatne pejzaże, tajemnicze gejsze, odległe świątynie i posągi, ascetycznie, skupieni mnisi, migotliwe porty, panoramy drewnianych parterowych osad, statyczne i wystylizowane ceremonie, majestatycznie, dumni samurajowie, spowita niezwykłą, powietrzną aurą, odbita w wodzie Fudżijama, pozowane sceny rodzajowe to najczęstsze jej tematy. Fotografie łączy subtelny modelunek, impresyjny i poetycki charakter, aura nieznanych, egzotycznych miejsc, nieprzenikniony, odmienny od europejskiego klimat. Świat tej fotografii to obraz feudalnej, hierarchicznej Japonii - kraju żyjącego od wieków w rytmie swoistego, niepowtarzalnego czasu, odmiennego od reszty świata.”
Witold Liszkowski (fragment Wstępu z albumu: Zygmunt Wielowiejski, Japonia na starej fotografii)
Więcej informacji na stronie muzeum. Polecam!