moje

piątek, 27 września 2019

Kabuki, czyli 4,5-godzinne wyzwanie w świecie teatru

Kabuki-za w Tokio

Planując zeszłoroczną podróż do Japonii miałam w planach wybrać się na turniej sumo - jesienną edycję w Tokio. Akurat mieliśmy być w Tokio ostatniego dnia zawodów. Mimo że miałam pobudkę o 3 nad ranem, aby kupić bilety, jak tylko pojawią się w sieci, nie udało się. Bilety na finalny dzień rozeszły się chyba w 2 sekundy. Zannen... W zamian za to, postanowiliśmy spróbować zmierzyć się z przedstawieniem kabuki. Tutaj z biletami poszło łatwiej, co nie znaczy, że łatwo. :)

Plakaty porannych i popołudniowych przedstawień

Kabuki (歌舞伎)  to rodzaj tradycyjnego teatru japońskiego, w którym wszystkie role grane są przez mężczyzn. Aktorzy wcielający się w postaci kobiece zwani są onnagata (女形). Początki tego teatru sięgają XVII wieku i wiodą do Kioto oraz rytualnych tańców miko w chramach shintō. W 2008 roku teatr kabuki wpisano na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Sztuki kabuki, których jest około 400, poruszają różne tematy - zwykle są to dramaty historyczne lub społeczne oraz przedstawienia taneczne - oparte na japońskiej tradycji. Więcej o kabuki dowiecie się z dokumentu serii Begin Japanology, który w przystępny sposób wprowadza w świat kabuki i wyjaśnia podstawowe kwestie związane w tym rodzajem teatru.


I mimo że kabuki zaliczane jest właśnie do tradycyjnych sztuk japońskich, całkiem niedawno przeczytałam, że Minami-za (teatr kabuki w Kioto) wystawiło przedstawienie oparte na popularnej mandze i anime Naruto (poniżej fragment), a teatr Shinbashi Enbujo z Tokio w grudniu tego roku wystawi na swojej scenie Nausicaa z Doliny Wiatru, spektakl oparty na animacji Studia Ghibli (więcej informacji tutaj). Kabuki nie jest już tak popularną rozrywka jak kiedyś, mimo to wciąż ma ogromne rzesze fanów, najlepsi i najpopularniejsi aktorzy to celebryci, a najlepsze bilety na przedstawienia rozchodzą się w trymiga.



W Tokio działa teatr Kabuki-za w dzielnicy Ginza. Sztuki wystawiane sa tutaj niemal codziennie. Tak naprawdę dwa razy dziennie - a programy przedstawień porannych (spektakl rozpoczyna się o godzinie 11:00)  i popołudniowych (rozpoczynają się o godzinie 16:30) różnią się od siebie. Każdy spektakl dzieli się na 3-4 części, a całość potrafi trwać ponad 4 godziny.

Budynek teatru jest przepiękny i opatrzony wizerunkami feniksa, który stanowi symbol Kabuki-za. Z tym motywem kupić można wiele pamiątek, przekąsek, feniksa widać na teatralnych kurtynach, lampionach czy w maleńkim chramie shintō obok teatru, który poświęcony jest właśnie kabuki. Za budynkiem teatru wznosi się nowoczesna Kabuki-za Tower.


Jak kupić bilety? Można je kupić na oficjalnej stronie (należy założyć konto). Tak naprawdę każde przestawienie kabuki składa się z kilku odrębnych części i na każdy akt kupić można osobne bilety (są to tzw. hitomakumi-seki, których ceny zaczynają się już od 600 jenów i są dostępne w liczbie 150 na każdy spektakl). Niestety, nie da się ich kupić online ani zarezerwować - należy w dniu przedstawienia stawić się w teatrze i odstać swoje w kolejce do specjalnej kasy. Nie mając gwarancji, że uda nam się bilet kupić, bo chętnych jest zazwyczaj bardzo wielu. Dlatego właśnie my zrezygnowaliśmy z takiego rozwiązania i kupiliśmy bilety na całe przedstawienie. Ceny biletów na całe przedstawienie zaczynają się od 4 a kończą na 20 tysiącach jenów. Zdecydowaliśmy się na bilety w cenie 6000 jenów za osobę (miejsca oznaczone jako "upper tier A") i były to dobrze wydane pieniądze - z naszych miejsc widać było, mimo że pod kątem, prawie całą scenę, a przy okazji mieliśmy świetny widok na salę teatru. Co prawda z tych miejsc nie widać hanamichi, czyli pomostu umiejscowionego wśród widowni, którym aktorzy wchodzą i schodzą ze sceny, ale, jak to mówią, nie można mieć wszystkiego. :)

Zdjęcia zrobione z naszych miejsc przed rozpoczęciem przedstawienia

Jeśli mamy czas przed przedstawieniem warto udać się do muzeum kabuki, które mieści się w Kabuki Tower. Muzeum nie jest zbyt duże, ale ma w swoich zbiorach ciekawe oryginalne eksponaty, które używane były lub są wykorzystywane do dzisiaj w czasie przedstawień. W jednej z sal zobaczyć można rekonstrukcje sceny, oryginalne stroje a także bębny, na których nawet można sobie pograć. Muzeum nie jest może powalające i trochę trąci myszką, ale jeśli mamy czas, to zachęcam. Ponadto obsługa jest bardzo miła i uśmiechnięta i ni w ząb nie mówi po angielsku. :) Dodatkową atrakcją jest mały ogród na dachu, nad którym górują otaczające Kabuki-za budynki Ginzy. Fajne miejsce, aby na chwilę przysiąść i wypić kawę przed przedstawieniem. 




Przedstawienie kabuki to także szansa, aby zobaczyć przepięknie i elegancko ubranych Japończyków. Sporo kobiet pojawiło się w cudownych kimonach. Generalnie nie obowiązuje żaden dress-code, ale wypada, aby do teatru ubrać się nieco inaczej niż na co dzień. Nie polecam więc wybierać się do Kabuki-za w szortach czy dresach. :) Jeśli już mowa o savoir-vivre, to zasady obowiązujące są takie same, jak chyba w każdym teatrze na świecie. W trakcie trwania przedstawienia nie wolno robić zdjęć, nagrywać, używać telefonów komórkowych czy rozmawiać. Nie powinno się również wychylać ze swoich miejsc oraz jeść i pić w trakcie spektaklu, ale za to można dawać wyraz swojemu zadowoleniu wykrzykując np. narita-ya!, kiedy aktor pojawia się na scenie. Krzyczący to specjaliści od kabuki zwani omuko. Używanie okrzyków to prawdziwa sztuka - trzeba bardzo dobrze znać przebieg spektaklu i wiedzieć, co i kiedy krzyknąć, aby swoim okrzykiem nie zakłócić przedstawienia. Więcej informacji o omuko tutaj.


Przed spektaklem zerknęliśmy również do podziemnego centrum handlowego Kobiki Hiroba (木挽町広場), które mieści się pod budynkiem teatru.


W tym samym centrum handlowym znajdują się stoiska z bento (można się spotkać z nazwą makunouchi bento 幕の内弁当), w których zaopatruje się bardzo wielu widzów. Jeśli przedstawienie trwa 4,5 godziny, to nie ma zmiłuj - prędzej czy później trzeba będzie coś zjeść. :)W teatrze kabuki dozwolone jest spożywanie jedzenia i picia na sali w czasie przerwy. Można też wyjść na zewnątrz i kupić coś do przekąszenia w holu teatru.



Przypadkiem dowiedziałam się, że można w teatrze kupić prawdziwy rarytas - wypiekane ciastka taiyaki, które w środku mają kulki mochi (jedna kulka jest czerwona, druga biała). Już po wejściu do teatru czuć w powietrzu charakterystyczny słodki zapach, który kusi. Warto się spieszyć - ich ilość jest ograniczona i nigdy nie wystarczy dla każdego chętnego. My zdecydowaliśmy się zakupić je od razu, jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu. Pycha!


Wybraliśmy się na wieczorne przedstawienie, które okazało się być wspaniałym doświadczeniem, stroje i makijaże aktorów były niesamowite, nie wspominając już o muzyce na żywo. Przyznam, że całość była nieco przytłaczająca - długość całego przedstawienia sprawiła, że momentami ciężko nam było wysiedzieć. Na miejscu można wypożyczyć specjalne translatory, które tłumaczą treść przedstawienia na język angielski. Nie zdecydowaliśmy się ich użyć - wcześniej czytaliśmy jedynie opisy każdego z wystawianych aktów i nie chcieliśmy się rozpraszać czytaniem/słuchaniem w trakcie przedstawienia.

 Plakaty do Shunkan oraz Yūgen

Pierwszy akt okazał się być tańcem aktora wcielającego się w postać marionetki. Drugi akt, Shunkan, opowiadał historię duchownego, który zesłany został na odległą wyspę, ponieważ spiskował przeciwko dyktatorowi Kiyomori. Przyznam, że ta część spektaklu trwająca ponad godzinę, nieco nas znużyła... I kiedy tak siedzieliśmy i czekaliśmy na przerwę, zaczęliśmy rozglądać się wokół - okazało się, ze wielu japońskich widzów chyba ma podobne zdanie, niektórzy drzemali, a pani siedząca obok nas przespała akt drugi w najlepsze. :) W końcu rozpoczęła się ostatnia wyczekiwana przez nas część przedstawienia. Mieliśmy to szczęście, że akurat wrześniowy wieczorny repertuar zawierał nową wersję przedstawienia Yūgen, w którym główną rolę odgrywa najsłynniejszy onnagata - Bandō Tamasaburō V. Aktorowi towarzyszył chyba nanbardziej znany zespół bębniarzy taiko na świecie, czyli Kodō (鼓童). A że japońskie bębny uwielbiam i zawsze chciałam zobaczyć muzyków Kodō na żywo, postanowiliśmy kupić bilety na cały spektakl, aby szansa zobaczenia tej części nie uciekła nam sprzed nosa. Takie właśnie 4,5 godzinne wyzwanie sobie postawiliśmy. I było warto! :)

Mam nadzieję, że post ten przybliżył Wam nieco świat kabuki i może skłoni niektórych z Was do wybrania się na przedstawienie, jeśli będziecie mieli taką możliwość. Być może i nam przyjdzie kiedyś jeszcze wybrać się na spektakl - nie ukrywam, że tym razem z chęcią obejrzałabym  produkcję uwielbianego przeze mnie Studia Ghibli przeniesioną na deski teatru. Może kiedyś się uda...  :)

niedziela, 15 września 2019

Morze Wewnętrzne - Inland Sea - Seto-naikai - 瀬戸内海

Naoshima

Miłośnikom Japonii osoby pana Donalda Richiego przedstawiać raczej nie trzeba. Znawca kultury Nipponu, filmoznawca, dziennikarz, który przez kilkadziesiąt lat mieszkał w Japonii i opisywał zastaną tam rzeczywistość. Japonia stała się jego drugim domem. Domem, o który chciał dbać i którego losy nie były mu obojętne, czemu nie raz dawał wyraz w swoich tekstach. Nie inaczej sprawa ma się z Morzem Wewnętrznym, swoistym reportażem/dziennikiem z podróży po wyspach Seto-naikai (瀬戸内海), którą autor odbył w 1962 roku.

"Każda podróż jest w jakimś sensie ucieczką. Gdzieś chcemy dotrzeć, ale od czegoś też uciec”.

 




To wciągająca opowieść, która zabiera nas nie tylko w świat wyspiarzy zamieszkujących Morze Wewnętrzne, którzy dla Richiego są ostoją "autentycznej" Japonii, ale również w wewnętrzny świat samego autora. To także ucieczka przed wielkomiejską Japonią, która zdaniem Richego zachłysnęła się rozwojem gospodarczym i straciła swoje prawdziwe ja. Richie wierzy, że odnajdzie je właśnie wśród mieszkańców Oshimy, Ikuchi czy innych odwiedzanych wysp i wysepek. Morze Wewnętrzne to fascynująca podróż po Japonii, której zdaniem autora już nie ma.



 Naoshima

Przenosimy się w japońską rzeczywistość lat 60-tych ubiegłego wieku oraz w świat wewnętrzny samego Donalda Richiego. Jego przemyślenia i obserwacje bardziej lub mniej świadomie momentami wysuwają się na pierwszy plan książki. W antropologii kulturowej jedną z podstawowych tez jest ta o poznawaniu Innego oraz przeświadczenie, że to, jak mówimy o Innym tak naprawdę więcej mówi o nas samych niż o obiekcie naszych badań. Zaskoczyło mnie, jak dużo w tej książce-reportażu jest samego autora - jego życia prywatnego, intymnych myśli i wspomnień. Mimo że interesujące, momentami dosyć śmiałe i bezpośrednie, to jednak okupujące miejsce, które moim zdaniem autor mógł oddać w jeszcze większym stopniu mieszkańcom odwiedzanych przez niego wysp.

Donald Richie zauważa zmiany, jakie przechodzi Japonia w opisywanych przez siebie czasach i to właśnie w mieszkańcach i miejscach Morza Wewnętrznego upatruje pozostałości tej prawdziwej Japonii. Reszta kraju, z powodu zmian gospodarczych i kulturowych, miała jego zdaniem ulec niekorzystnym przeobrażeniom i stracić swojego prawdziwie japońskiego ducha. Ta myśl pojawia się w książce kilkukrotnie i od razu nasunęła mi skojarzenia z inną książką, do której wróciłam po latach, czyli Japonią utraconą Alexa Kerra (o niej będzie jednak innym razem). Spotkania z wyspiarzami stanowią oś książki i zapisków autora. To te spotkania definiują spojrzenie Richiego na region, który odwiedza, oraz utwierdzają go w przekonaniu, że to właśnie na wyspach Morza Wewnętrznego odnaleźć można Japonię utraconą. 

 Miyajima

 Miyajima

Autor Morza Wewnętrznego nie wolny jest od generalizacji, kiedy pisze między innymi o umyśle Japończyków, ich postrzeganiu piękna, a jego wypowiedzi trącą sentymentalizmem. Richie nie dostrzega nic godnego uwagi w wielkomiejskiej Japonii, od której ucieka, jej miastach i ich mieszkańcach. Pisze między innymi o estetyce pachinko, która kontrastuje z dziewiczą niemalże w jego oczach naturą wysp Morza Wewnętrznego. Dziwi się, że Japończycy bardziej są zainteresowani życiem amerykańskiej aktorki Jane Fondy niż tradycyjnymi elementami swojej kultury. Czytając Donalda Richiego trzeba mieć na uwadze ten filtr, który nakłada i który przekształca opisywaną przez niego rzeczywistość oraz zamyka Japonię w granicach wyimaginowanego skansenu. Mimo to autor dostarcza nam wielu interesujących obserwacji, zapisu dni minionych, a przede wszystkim ludzi i ich codzienności.

Także codzienności cudzoziemców, którzy postanowili zamieszkać w Japonii. Autor analizuje wątki ponownie zestawiając je w kontraście my (cudzoziemcy) - oni (Japończycy). Wspomina o trudnościach ze zdobywaniem japońskiego obywatelstwa, szczerze pisze o swoistej anonimowości i prywatności powodowanej barierą językową, a także o małżeństwach mieszanych. Te wszystkie spostrzeżenia są interesujące, szczególnie, gdy zestawić je ze swoimi własnymi doświadczeniami. Mam też wrażenie, że niewiele się w tym aspekcie zmieniło przez te wszystkie lata - Japonia nadal pozostaje zamkniętym światem niedostępnym dla wszystkich.


Chciałabym dowiedzieć się więcej o tej części Japonii. Być może uda się jeszcze kiedyś wrócić na Morze Wewnętrzne i odwiedzić kilka wysp, o których autor wspomina w swoim dzienniku. Na razie bezskutecznie szukam dwóch filmów dokumentalnych - oba opowiadają o mieszkańcach Morza Wewnętrznego. Pierwszy, The Inland Sea, którego narratorem jest właśnie Donald Richie, bezpośrednio odwołuje się do jego podróży po wyspach. Drugi, Inland Sea, w reżyserii Kazuhiro Sody portretuje Ushimado, wioskę, która odchodzi w zapomnienie wraz ze swoimi coraz starszymi mieszkańcami. Wydaje mi się, że oba obrazy nie są zapewne wolne od melancholii i tęsknoty za dawnymi czasami i tym, co stracone, mimo to albo właśnie dlatego myślę, że oba dokumenty mogą być świetnym uzupełnieniem dla książki.

 Ozuchijima widziana z Naoshimy

Ozuchijima widziana z Naoshimy

Zatopiłam się w Morzu Wewnętrznym. I tym z książki Donalda Richie'go, i tym tu i teraz muśniętym przeze mnie jedynie podczas kilku pobytów w Japonii. Z setek wysp udało mi się odwiedzić jedynie dwie - słynną z pływającej torii Miyajimę oraz Naoshimę, o której autor pisze, że to mała, piękna, trochę smutna wysepka, a obecnie jest to chyba najbardziej znana na świecie wyspa sztuki. Niewątpliwie region Morza Wewnętrznego jest fascynujący, ale dla mnie każdy kawałek Japonii taki właśnie jest. Wciąż jeszcze za mało znam i za mało doświadczyłam tego kraju i jego kultury, aby dzielić go na mniej i bardziej lubiane miejsca. Wiem tylko, że jeszcze wiele miejsc jest do odkrycia.


Miyajima

(Cyt. za: Donald Richie, Morze Wewnętrzne, Wołowiec, 2019, s. 15.)
(Cyt. za: Donald Richie, Morze Wewnętrzne, Wołowiec, 2019, s. 108.)