moje

wtorek, 31 marca 2015

Zamek w Osace, czyli małe rozczarowanie


Tak, jak lubię zamki wszystkie i te stare, i te nowe, te bardziej i mniej zadbane, tak zamek w Osace (Ōsakajō 大阪城) nie przypadł mi do gustu. Z kilku powodów. Po pierwsze, jest trochę jednak za ładny. Taki wymuskany, śliczny, a tym samym bez wyrazu. Po drugie, tak jak na zewnątrz jeszcze się mogłam trochę pozachwycać, tak już w środku... betonowa klatka schodowa. No i jeszcze do tego wszystkiego ta nieszczęsna winda. :)




Do zamku dotarłyśmy po krótkim spacerku parkiem, a że była to niedziela w parku tłumy z małymi dziećmi grillujące i łapiące słońce. Trasa wiodła wzdłuż zamkowych murów i fosy, a Ōsakajō co jakiś czas widać było zza koron drzew. Wieża zamkowa prezentuje się całkiem nieźle - najbardziej chyba podobały mi się złote wizerunki tygrysów.



Obecna wieża zamkowa została całkowicie zrekonstruowana w latach '30-tych XX wieku, a w 1997 roku przeprowadzono prace renowacyjne, aby zamek odzyskał dawny blask. Bardzo szybko zwiedziłyśmy zamek, bo wystawa stała jakoś nas nie zainteresowała (Dopiero niedawno dowiedziałam, że w zamku oglądać można dosyć nietypowy pokój do ceremonii herbacianej zaprojektowany przez samego mistrza herbaty Sen-no-Rikyu. A dlaczego nietypowy? Bo wykonany w całości ze złota.), więc skorzystałyśmy z windy (skoro już jest...) i wjechałyśmy od razu na sama górę. Widok na miasto cudny i nieco zrekompensował inne rzeczy. :)




Generalnie tereny zamku są dosyć spore i można spędzić miłe popołudnie spacerując, podjadając lody z zielonej herbaty czy strzelając na strzelnicy dla turystów. Chociaż dla mnie atmosfera pod zamkiem była trochę zbyt jarmarczna, takie odniosłam wrażenie. Na pewno poza samym zamkiem na uwagę zasługują mury - w niektórych miejscach użyte głazy są ogromnych rozmiarów i mają nadane nazwy, np. Takoishi, czyli powiedzmy "kamień ośmiornicy". :)





Informacje praktyczne.

Website: http://www.osakacastle.net/
Czynne: codziennie od 9:00-17:00 (zamknięte od 28 grudnia do 1 stycznia)
Wstęp: 600 jenów
Dojazd: Najłatwiej dojechać linią JR Loop Line do stacji Osakajokoen, a następnie kilka minut pieszo.
Mapa: http://www.gojapango.com/travel/japan_poi_map.php?poi_id=1705

sobota, 21 marca 2015

KUKBUK i kwiat wiśni


"... warto jeść po japońsku."

Jakże się ucieszyłam widząc, że najnowszy numer KUKBUKA jest iście japoński! Od "japońskiego" wydania KINFOLKA (o którym napiszę, jak go w końcu przeczytam, bo na razie sobie bardzo dawkuję ten piękny egzemplarz) żaden magazyn tak mnie nie zachwycił. I nie chodzi tylko o szatę graficzną (papier niestety nie),a le i o treść. Cudowną treść, którą pochłonęłam w jeden wieczór. :)


Najbardziej podobał mi się artykuł Obraz smaku autorstwa Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek, której bloga Kuchniokracja i książki bardzo lubię. Tym razem to krótka opowieść o podglądaniu jedzenia, o teleturniejach i serialach, które o jedzeniu traktują i o tym, że jedzenie od zawsze było ważne dla Japończyków i otaczane szacunkiem.


Z dużą ciekawością przeczytałam również o japońsko-polskiej rodzinie z radości, która w Polsce kultywuje japońskie tradycje i dzieli się z nami swoimi przepisami. A pani Joanna dzieli swoją swoją pasją - zamiłowaniem do ceramiki, a także jej naprawianiem metodą kintsugi. Więcej o kolekcji pani Joanny można przeczytać tutaj.


Jest i sushi, jest również ramen rozebrany na części w trzech różnych przepisach, krótka historia i piękne zdjęcia obrazujące ceremonię herbacianą, sporo o piątym smaku, czyli umami, czy tekst o shibori, metodzie farbowania. I mnóstwo przepisów, np. na śledzia po japońsku czy pierożki w najróżniejszej postaci.



Więcej informacji na stronie KUKBUKa. Polecam!

niedziela, 8 marca 2015

Ichiban, czyli najpiękniejsze japońskie słowa


Zainspirowana tym wpisem W krainie tajfunów, zaczęłam rozmyślać nad tematem japońskich słów. Bo mimo, że wciąż nie mogę powiedzieć "znam japoński", tylko " wciąż się uczę i uczę", to już kilka moich ulubionych słów mam. Może nie są najpiękniejsze, ale niosą ze sobą znaczenia mi bliskie. Dlatego są dla mnie najważniejsze. A tym samym i najpiękniejsze. Japońskie słowa chcąc nie chcąc urzekają również wizualnie, ale o tym to może innym razem. :)


matcha 抹茶, czyli "sproszkowana zielona herbata"



Wiadomo nie od dziś, że jestem oddaną matcha fanką, matchoholikiem, matcha-otaku. :) Uwielbiam w każdej postaci. KAŻDEJ. I dodaję praktycznie do wszystkiego. I to w dużej ilości. Najczęściej pijam lub zajadam na słodko - tutaj na pierwszy plan wysuwają się muffinki, które robię bardzo często eksperymentując z matchą. N całe szczęście matcha jest coraz częściej dostępna w Polsce, a i jej ceny są już bardziej akceptowalne - szczególnie kiedy mówimy o tej do pieczenia, a nie ceremonialnej do picia, która jest zawsze lepszej jakości, a tym samym droższa.


akibare 秋晴れ, czyli "jasne jesienne niebo"


Tylko raz byłam w Japonii jesienią i cieszę się, że w tym roku to właśnie jesienią znowu do Japonii zawitam. Pomijając warunki klimatyczne (wciąż jest ciepło, a nawet czasami bardzo ciepło, ale w powietrzu czuć już lekki orzeźwiający chłodek), które jesienią bardzo mi odpowiadają, jesień w Japonii to również cudowne kolory mieniących się liści, a w szczególności japońskich klonów. A gdy niebo jeszcze jest akibare, to już nic więcej nie trzeba. :)


muzukashii 難しい, czyli "trudny"


Lubię wydźwięk tego słowa, które nieustannie kojarzy mi się ze żmudna nauką japońskich krzaczków. Mam do tego słowa również sentyment. Lata temu miałam okazje odwiedzić jedną z klas w podstawówce w małym miasteczku japońskim, którego nazwy już nie pamiętam.Byłam tam gościem z daleka, z kraju, o którym nikt nie słyszał. Moja aparycja wzbudzała niemałe zainteresowanie, a co odważniejsi uczniowie chcieli ćwiczyć ze mną wymowę japońskich słówek. Zapytana o moje ulubione japońskie słowo, wtedy do głowy przyszło mi właśnie muzukashii. Co wywołało małą salwę śmiechu. :)


bentō 弁当, czyli "japoński lunch w pudełku"


To słowo jest mi bardzo bliskie, nie tylko ze względu na moje zamiłowanie do japońskich smaków. Bentō towarzyszy mi niemal codziennie i od kilku lat jest dla mnie świetną alternatywą dla jedzenia "byleczegowpracylubszkole". To dzięki bentō bardziej zajęłam się gotowaniem i odkryłam, że lubię eksperymentować, nawet jak czasami coś nie wychodzi. :)



Istnieje wiele innych słów, które mnie zachwycają. Na co dzień używam muchakucha むちゃくちゃ (czyli "bałagan, niezorganizowanie") oraz shimatta しまった (czyli "cholera" w znaczeniu angielskiego Damn it!). Urzeka mnie również ten zbiór na Other Wordly. Czasami na chwilę, czasami zostają w pamięci na dłużej. A jeszcze wiele innych jest do odkrycia. :)

niedziela, 1 marca 2015

Na dzień przed ślubem


Nie raz już wspominałam, że nie jestem wielką miłośniczką mang i najczęściej zupełnie przypadkowo poznaję tytuły, a jeśli coś mnie zainteresuje, wtedy sięgam po konkretny i czytam. Tak było i w przypadku Na dzień przed ślubem (Shiki no zenjitsu). O tej publikacji dowiedziałam się z bloga koleżanki Litery i po przeczytaniu jej recenzji, wiedziałam, że to manga dla mnie.



Na dzień przed ślubem to zbiór 5 krótkich historii autorstwa Japonki używającej pseudonimu Hozumi. Wszystkie są oszczędne w słowach i obrazach, a mimo to mają dużą moc i na mnie zrobiły ogromne wrażenie. Wśród bohaterów poznajemy między innymi bliźniacze rodzeństwo Jacka i Betty z Kansas, kilkuletnią Azusę, która oraz dwóch braci, którzy spotykają się z powodu pogrzebu szkolnej koleżanki. Podobnie jak Litera muszę napisać, że to przede wszystkim historie o bliskości - jej potrzebie, jej braku lub jej utracie. Poruszane tematy są wyjęte z życia, więc łatwo utożsamić się z historiami naszych bohaterów oraz zamyślić się na chwilę. Mnie się podobało. Bardzo.




Więcej informacji na stronie wydawnictwa. Polecam!