moje

czwartek, 28 czerwca 2012

Dream Window.


Jakiś czas temu na kilku blogach widziałam zapowiedź do tego dokumetu o japońskich ogrodach. W końcu udało mi sie znaleźć czas i go obejrzeć, szczególnie, że dostepny jest na YT, więc mogłam wybrać dowoloną wolną chwilę. :) Poza tym dokument został zrealizowany w 1992 roku, więc raczej nie ma co liczyć, że będzie łatwo dostępny. A o seansach kinowych to już w ogóle można zapomnieć.

Film w reżyserii Johna Junkermena, który zrealizował kilka innych dokmentów o Japonii, w bardzo spokojny, refleksyjny sposób pokazuje piękno i kunszt japońskiej sztuki ogrodniczej. Podpatrzeć możemy jak wyglądają jedne z najsłynniejszych miejsc w Japonii, np. willa Katsura w Kioto, a wypowiedzi osób związanych ze światem japońskich ogrodów doskonale uzupełniają przedstawiane nam obrazy. Polecam!



wtorek, 26 czerwca 2012

miłość na marginesie.


Spokojnie, powoli, cicho. Tak toczy się akcja powieści Yoko Ogawy. Opowiada o małym dramacie kobiety, małym, bo zamkniętym w jej głowie, wspomnieniach, uszach, który rozgrywa się w ciszy - raz po raz jedynie przerywany dziwnymi dźwiękami znikąd. Z przeszłości, z marzeń czy snów...

"Na pewno można przez to usłyszeć jakiś niezwykły dźwięk. Taki piękny, jakiego nigdy nie słyszeliśmy. Tam w środku mieszka duch dźwięku. To on sprawia, że rzeczy niesłyszalne stają się słyszalne. Jak na przykład plusk, kiedy dwie krople deszczu zderzają się ze sobą. Albo kiedy mój głos rozpływa się w powietrzu."

Bardzo do mnie przemawia styl Ogawy. Snuje ona opowieść niespiesznie, używając prostych słów, a jednak sprawia, że nie nudzimy się, tylko czytamy i czytamy, i czytamy, aby dowiedzieć się, co będzie dalej. Zakończenie tej historii młodej kobiety cierpiącej na głuchotę czuciowo-nerwową nieco zaskakuje. Ale nic nie zdradzę. Cicho sza.

Co mnie zaintrygowało, to fakt, że i w tej powieści (pierwszą książką autorstwa Ogawy, którą przeczytałam było Muzeum ciszy) tak ogromną rolę odgrywa cisza, a także, chociaż już w mniejszym stopniu, muzeum. Bardzo jestem ciekawa, czy te wątki-symbole pojawią się w kolejnej powieści.

Więcej informacji na stronie wydawnictwa. Polecam!

(Cyt. za: Yoko Ogawa, Miłość na marginesie, Warszawa 2011, s. 35.)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

tatami.


Niedawno M. zrobiła nam bardzooooooooooooooo miłą niespodziankę i sprezentowała nam tatami - część z tych, które dostała w spadku po Japonce opuszczającej Polskę. (Do podglądnięcia tutaj - tatami, rzecz jasna, nie Japonka. :)) Charakterystyczny zapach od razu przywołał wspomnienia...

Tatami (), czyli  maty wykonywane ze słomy ryżowej i trawy igusa, to nieodłączny element tradycyjnych pomieszczeń japońskich. Brzegi mat wykańczane są zwykle materiałem, a standardowe wymiary to 90x180x5 centymetrów, jednak wytwarzane są także tzw. pół tatami o wymiarach 90x90 centymetrów (w takich posiadanie właśnie weszliśmy). W związku z tym, że wymiar mat jest ściśle określony, stanowi on jednostkę powierzchni. Nawet i dzisiaj często podaje się ją w matach, a nie w metrach.


Obecnie coraz częściej maty wytwarzane są z dodatkiem tworzyw sztucznych, szczególnie te, które używane są w salach treningowych, np. judo czy karate. Tatami coraz rzadziej spotyka się w mieszkaniach i domach, chociaż czasami nawet w blokach jeden pokój, zwykle sypialnia, ma na podłodze tatami. Natomiast na pewno będziemy stąpać po tatami w tradycyjnych japońskich hotelikach (ryokan 旅館), a nawet w niektórych gaijin house'ach czy hostelach.

Mimo że maty wypierane są przez inne rozwiązania, nadal bardzo się je szanuje, a korzystanie z tatami obwarowane jest wieloma zasadami. Jak chyba większości osób wiadomo, pod żadnym pozorem nie wolno wchodzić na tatami w obuwiu. Ponadto, mat nie należy układać tak, aby w jednym punkcie stykały się trzy rogi (lub więcej), gdyż przynosi to nieszczęście i/albo chorobę. Więcej informacji tutaj.

U nas tatami prezentują się tak:


Frodziak tatami bardzo sobie chwali i jak tylko ma okazję rozkłada się na nich w całej okazałości. Początkowo był zaintrygowany, chyba głównie zapachem, ale teraz nie wyobraża sobie spać na gołej podłodze. :)



niedziela, 24 czerwca 2012

Widok z okna.

Jakiś czas temu poruszyłam temat brzydkiej Japonii. Wspomniałam też, że dla mnie nawet ta mniej piękna Japonia, chaotyczna i wydawać by się mogło, że bez ładu składu, ma swój urok. Zresztą gdziekolwiek nie jestem, obiektem moich zainteresowań nie są tylko miejsca must see, ale i zwykła szara, czasem brudna i zakurzona codzienność. Stąd dzisiejszy post - rzucenie okiem na japońskie budynki. Mieszkalne, usługowe, nie-wiadomo-jakie.

 Widok z okna, który towarzyszył mi przez trzy miesiące mojego pierwszego pobytu w Japonii, Tokio 2005.

 Edo Tokyo Museum, Tokio 2005.

 Widok na miasto, Tokio 2005.

 Niedaleko Akihabary, Tokio 2005.

 W okolicach dzielnicy Kanda, Tokio 2005.

Niektóre budynki wyglądały na wrzucone w miejska przestrzeń bez większej logiki i planowania. Dosłownie. Kiedy szłam ulicą, wyrastał mi nagle przed oczami twór, z którym nie do końca było wiadomo, co zrobić - jak go sklasyfikować, określić, czy się nam podoba, czy jest tak dziwny, że nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić.

 Dzielnica Ebisu, Tokio 2005.

 Chińska restauracja, Kioto 2008.

 Budynek mieszkalny, Hiroshima 2008.

 Budynek mieszkalny, Hiroshima 2008.

 Budynek nie wiadomego przeznaczenia, Hiroshima 2008.

 Urokliwe budynki mieszkalno-usługowe, Nikkō 2008.

 Mekka zakupoholiczek, Tokio 2008.

 Wbrew nazwie, coś dla panien młodych, Tokio 2008.

 Dziwaczne wejście, Tokio 2008.

 Gdzieś na mieście, Tokio 2008.

 Kolejny dziwny twór, Tokio 2008.

Budynek mieszkalny, Enoshima 2008.

Często stare miesza się z nowym, obok siebie trwają budynki zadbane i podupadające, nowoczesne, krzykliwe i na wzór zachodni razem z tymi bardziej w tradycyjnym stylu, chowające się w ich cieniu.

 Dzielnica willowa, Tokio 2008.

Kawiarnia, Tokio 2008.

Tradycyjna zabudowa, Kioto 2008.

Nowe przesłania stare, Kioto 2008.

Uroczy domek na zachodnią modłę, Kioto 2008.

 Budynki mieszkalne z wieżą Sky Tree w tle, Tokio 2011.

 Zabudowa nad rzeką w Asakusie, Tokio 2011.

 Browar Asahi, Tokio 2011.

 Widok na ruch uliczny, Tokio 2011.
 Japoński blok mieszkalny, chyba typu manshon (ムマンション), Tokio 2011.


 Zwarta zabudowa w dzielnicy Kanda, Tokio 2011.

 Widok na najruchliwsze przejście dla pieszych, Tokio 2011.

 Budynek niewiadomego przeznaczenia, Tokio2011.

 Kolejny mieszkalny miszmasz, Tokio 2011.

 Restauracja, Kioto 2011.
Rabu-hoteru, Tokio 2011.

 Budynek mieszkalny, Kamakura 2011.

Budynek mieszkalny, Tokio 2011.

W naszych zbiorach znalazłoby się jeszcze wiele podobnych zdjęć, a w planach, przy kolejnej podróży, kolejne sesje. :) Patrząc na Japonię, można by skwitować 'chaos', ale czy i u nas czasami nie widać przykładów, że ludziom nie brakuje wyobraźni? ;)

wtorek, 19 czerwca 2012

Ogród Japoński we Wrocławiu.



Jak co roku, wybraliśmy się do Ogrodu Japońskiego. Miejsce to ma swój urok o każdej porze roku - pewnie nawet zimą. Tym bardziej szkoda, że nie można tu wtedy zajrzeć...



Bardzo lubię ten ogród, bo to taki skrawek Japonii w zasiegu ręki. Z reguły jest tu cicho i spokojnie, więc można sie zrelaksować, wyciszyć i... zjeść bento. :)



Ta kamienna ścieżka to jeden z moich ulubionych elementów ogrodu - zawsze przypomina mi podobną, którą chodziłam w ogrodach świątyni Heian w Kioto.


Udało nam się trafić na kwitnące irysy, które pięknie prezentowały się w zieleni na tle ogrodu.


Ogród, mimo że nie jest zbyt duży, ma kilka ślicznych zakątków, jak ten z mostkiem na zdjęciu poniżej czy z małym wodospadem. Są kaczki, kolorowe karpie i to wszystko razem tworzy cudne miejsce.