Wiadomo nie od dziś, że kimono było i jest inspiracją dla wielu projektantów - od Poiret-a po Galliano. Wydawałoby się, że niewiele już może nas zaskoczyć. A tu proszę! Pochodzący z Kamerunu Serge Mouangue łączy afrykańskie motywy z japońskim kimonem. I muszę przyznać, mimo wcześniejszego sceptycyzmu, że końcowy efekt jest wspaniały. Wraz z innymi artystami stworzył projekt Wafrica, łączący japońską harmonię i afrykańskie motywy. Głównym zamierzeniem projektu jest dialog między dwiema kulturami - Japonii i Afryki. Więcej można przeczytać tutaj i tutaj. Polecam!
moje
▼
środa, 25 sierpnia 2010
poniedziałek, 23 sierpnia 2010
kuchniowo #7
Oboje z L. jesteśmy wielkimi fanami sosu teriyaki. Zasmakowaliśmy w nim będąc w Japonii i już jakiś czas temu udało nam się zakupić go w Polsce. Upodobaliśmy sobie sos teriyaki z firmy Blue Dragon, gdyż taka jedna saszetka idealnie wpisuje się w danie dla dwóch osób. Choć czasami zużywa się ich jakoś więcej. :)
Tak naprawdę teriyaki to sposób gotowania, który polega na grillowaniu mięsa w słodkiej marynacie/sosie tare. W skład tare wchodzi między innymi miód.
Postanowiliśmy wykorzystać ostatnie dni lata i zrobić yakitori, czyli grillowane kawałki kurczaka z powyżej opisanym sosem. W Japonii jest to bardzo popularny przysmak. Sprzedaje się między innymi podczas festiwali (matsuri). Już pierwszego dnia pobytu mieliśmy okazję spróbować yakitori, a L. tak w nich zasmakował, że późną wieczorową porą sam wybrał się "w miasto" i zakończył swą małą eskapadę sukcesem. :)
Co potrzebujemy:
2 piersi z kurczaka
1 saszetka teriyaki
1 butelka teriyaki
patyczki do szaszłyków
cebula, papryka
Co robimy:
Kurczaka kroimy na małe kawałki. Opcjonalnie można je pomoczyć w teriyaki przez jeden dzień, aby mięso nabrało aromatu. :) Następnie nabijamy kawałki kurczaka i grillujemy. W trakcie grillowania mniej więcej 2-3 razy smarujemy szaszłyki pędzelkiem umoczonym w sosie. I gotowe!
Polecam jeszcze filmik (z uwielbianej przeze mnie serii Cooking With Dog ;)), na którym krok po kroku można obserwować domowy wyrób yakitori. Nasza wersja nie była aż tak wysublimowana. :) Uwaga: może zawierać sceny nieco drastyczne, przynajmniej dla niektórych. :) Akcent narratora mnie osobiście rozbraja. Enjoy!
Tak naprawdę teriyaki to sposób gotowania, który polega na grillowaniu mięsa w słodkiej marynacie/sosie tare. W skład tare wchodzi między innymi miód.
Postanowiliśmy wykorzystać ostatnie dni lata i zrobić yakitori, czyli grillowane kawałki kurczaka z powyżej opisanym sosem. W Japonii jest to bardzo popularny przysmak. Sprzedaje się między innymi podczas festiwali (matsuri). Już pierwszego dnia pobytu mieliśmy okazję spróbować yakitori, a L. tak w nich zasmakował, że późną wieczorową porą sam wybrał się "w miasto" i zakończył swą małą eskapadę sukcesem. :)
Co potrzebujemy:
2 piersi z kurczaka
1 saszetka teriyaki
1 butelka teriyaki
patyczki do szaszłyków
cebula, papryka
Co robimy:
Kurczaka kroimy na małe kawałki. Opcjonalnie można je pomoczyć w teriyaki przez jeden dzień, aby mięso nabrało aromatu. :) Następnie nabijamy kawałki kurczaka i grillujemy. W trakcie grillowania mniej więcej 2-3 razy smarujemy szaszłyki pędzelkiem umoczonym w sosie. I gotowe!
Polecam jeszcze filmik (z uwielbianej przeze mnie serii Cooking With Dog ;)), na którym krok po kroku można obserwować domowy wyrób yakitori. Nasza wersja nie była aż tak wysublimowana. :) Uwaga: może zawierać sceny nieco drastyczne, przynajmniej dla niektórych. :) Akcent narratora mnie osobiście rozbraja. Enjoy!
czwartek, 19 sierpnia 2010
Ai. Japan through John Lennon's eyes
Jest taka mała fajna książeczka, którą udało mi się kupić kilka lat temu w Japonii. Została stworzona przez Johna Lennona. To był jego pomysł na naukę języka japońskiego. Wraz z odręcznymi rysunkami Ai. Japan through John Lennon's eyes jest doskonałą pomocą dydaktyczną, a niewielki format sprawia, że mieści się nawet w niektórych torebkach, więc można ją zawsze mieć przy sobie i z uśmiechem na twarzy powtarzać słówka. :) Kilka kiepskich poglądowych zdjęć poniżej. :)
W mieście Saitama, niedaleko Tokio, istnieje Muzeum Johna Lennona. Na terenie muzeum znajduje się, rzecz jasna, i sklepik, w którym to właśnie można zakupić Ai. Japan through John Lennon's eyes. Przynajmniej było to możliwe kila lat temu. :) Polecam.
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Moja Japonia
Moja Japonia moją Japonią na pewno nie jest. I szkoda, bo kupując te książkę miałam nadzieję na interesujące i subiektywne spojrzenie kolejnego człowieka na Nippon. Lubię czytać relacje innych z podróży, porównywać ich spostrzeżenia z moimi, a czasami nawet dowiadywać się czegoś nowego, odkrywać miejsca do tej pory nieznane. Trochę przypuszczałam, że książka ta może się okazać małym rozczarowaniem. I, niestety, tak się stało.
Każdy ma, oczywiście, prawo pisać o czym chce i jak chce - z takiego założenia wychodzę. Jako czytelnik mam też jednak prawo wyrazić słowami to, co mi się podobało. I to, co nie. Autorka podkreśla, że książka jest nie tylko albumem i przewodnikiem, ale także rodzajem pamiętnika. Zapowiadało się nieźle, jednak oprócz kilku ładnych zdjęć, książka ta niewiele może zaoferować. Co mnie raziło w Mojej Japonii to styl oraz błędy, na przykład literówki (Hakowe zamiast Hakone; sepuku zamiast seppuku). W książce znaleźć można mnóstwo różnych informacji - o chrześcijaństwie, tradycyjnej religii, kimonach, shinkansenach, jedzeniu, ryokanach i świątyniach. Moim zdaniem są one jednak podane w dość niezgrabny sposób.
I jeszcze jedno. Zamek w Osace wygląda tak:
Natomiast zamek w Himeji wygląda tak:
To tak à propos nie tego zdjęcia umieszczonego pod koniec książki. Chyba że mnie już oczy mylą. :) Można tylko pozazdrościć autorce kilkuletniego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni...
(Zdjęcie zamku w Osace pochodzi ze strony: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Osaka_Castle_Nishinomaru_Garden_April_2005.JPG)
sobota, 14 sierpnia 2010
Hafu desu.
Przeglądając, jak co tydzień, Metropolis Magazine, natrafiłam na interesujący artykuł o Hafu. Zaciekawił mnie nie tylko jako antropologa. Społeczeństwo japońskie, jak powszechnie wiadomo, jest bardzo homogeniczne, a każda odmienność traktowana jest przynajmniej z obojętnością, a czasami wręcz wrogością. Problem Hafu, czyli osób będących w połowie Japończykami, jest we współczesnej Japonii coraz żywszy, ponieważ ludzi takich przybywa. Autorzy projektu starają się odpowiedzieć między innymi na pytania: jak to jest być Japończykiem?; jakie są tego wyznaczniki?; kim jest i czuje się Hafu? Obecnie powstaje film dokumentalny traktujący o tym zjawisku. Więcej informacji dostępnych jest na stronie projektu. Można tutaj przeczytać między innymi wywiady z ludźmi, którzy są Hafu i zgodzili się wziąć udział w projekcie.
czwartek, 12 sierpnia 2010
Wooden Temples of Japan
Książka zwięźle i na temat opisuje najważniejsze drewniane świątynie buddyjskie i chramy shintō w Japonii. Informacje umieszczone są w kontekście historycznym, ale ilość podawanych faktów nie przytłacza czytelnika, w związku z tym jest to przyjemna lektura. Mimo że bez wartkiej akcji. :) I dużo wspaniałych zdjęć z Kioto, Kamakury czy Nikkō.
Dla przykładu uchwycone przez wprawne oko L.:
największy drewniany budynek na świecie - należący do buddyjskiego kompleksu Tōdaiji, czyli Hala Buddy w Narze
oraz Kinkakuji, czyli Złoty Pawilon, jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Japonii znajdujący się w Kioto.
Na tej stronie można w każdej chwili podejrzeć sobie Złoty Pawilon. :) Polecam jednak zobaczenie obu miejsc na żywo, jeśli nadarzy się okazja. Dla nas może nadarzy się znowu. Już za rok...
Dla przykładu uchwycone przez wprawne oko L.:
największy drewniany budynek na świecie - należący do buddyjskiego kompleksu Tōdaiji, czyli Hala Buddy w Narze
oraz Kinkakuji, czyli Złoty Pawilon, jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Japonii znajdujący się w Kioto.
Na tej stronie można w każdej chwili podejrzeć sobie Złoty Pawilon. :) Polecam jednak zobaczenie obu miejsc na żywo, jeśli nadarzy się okazja. Dla nas może nadarzy się znowu. Już za rok...
wtorek, 10 sierpnia 2010
kuchniowo #6
Jak tylko zobaczyłam makaron cha soba, musiałam go mieć. :) Makaron ten ma charakterystyczny zielony kolor,ponieważ zawiera zieloną herbatę. Z tego też względu miał dla mnie nieodparty urok. Długo zastanawiałam się, jak go przyrządzić, bo nic mi za bardzo nie przychodziło do głowy. W końcu zdecydowałam się na wykorzystanie kilku przepisów, które są dostępne w sieci. Wyszło całkiem smaczne proste i zdrowo sycące danie.
Co potrzebujemy:
opakowanie makaronu cha soba
opakowanie tofu
sezam
sezam prażony (czarny)
prasowane wodorosty nori
sos sojowy
Co robimy:
Makaron wrzucamy do gotujące się wody na 2-3 minuty, następnie odcedzamy i zlewamy zimną wodą. Tofu kroimy w kostkę i na oliwie podsmażamy na patelni. Dodajemy sezam. Tofu wykładamy na makaron i posypujemy paseczkami z wodorostów nori. Voilà!
sobota, 7 sierpnia 2010
song na dziś #18
Boku wa tsui miemoshinai mononi tayotte nigeru
Kimi wa sugu
katachide shimeshite hoshiito goneru
Mujun shiatta ikutsumono kotoga
tadashisawo shuchou shiteiruyo
Aisurutte okuga fukaindanaa
Aa dokomade ikeba wakari aerunodarou?
Uta ya shi ni narenai
kono kanjou to kunou
Kimi ni fureteitai
itamisura tomonai hagayukutomo
Setsunakutomo hohoemiwo hohoemiwo
Ai to iyuu sutekina usode damashite hoshii
Jibundatte omotteta hito ga
matachigau kao wo miseruyo
Nee sorette kimino seikanaa
Ato donokurai sureba wasurerarenndarou?
Kakono jibunni muketa kono koukai to zouou
Kimi ni fureteitai yasashii muneno ue de
Ano obotsukanai komori utawo mou ichido mou ichido
Kinou sagashi ateta basho ni
Kyou mo Jump shitemirukeredo
Nazeka NOT FOUND kyouwa NOT FOUND
Jet Coaster mitaini uki shizumi
Aa dokomade ikeba tadori tsukerunodarou?
Meno maeni tsumareta kono zetsubou to kibou
Kimi ni fureteitai
itamisura tomonai hagayukutomo
Setsunakutomo hohoemiwo hohoemiwo mou ichido hohoemiwo
(http://www.metrolyrics.com/not-found-lyrics-mr-children.html)
piątek, 6 sierpnia 2010
Shinzanmono
Niedawno polecono mi j-doramę Shinzamono. Główna rola została powierzona Abe Hiroshi, o którym niedawno wspominałam. To już trzecia j-dorama, jaką miałam okazję obejrzeć z tym aktorem w roli głównej i muszę przyznać, że chyba stałam się fanką. :) Jak na razie role, w które Abe Hiroshi się wciela, są nietuzinkowe, bardzo dobrze zagrane i zapadające w pamięć. Mają też chyba w sobie coś z amerykańskiego House'a, ale takiego bardziej w japońskim stylu rzecz jasna. :)
Akcja serialu dzieje się w Tokio, w Ningyōchō - niedaleko Nihonbashi, gdzie sławny most został przykryty drogą szybkiego ruchu... Naprawdę dziwnie i smutno to wygląda w rzeczywistości.
Nazwa Ningyō składa się z dwóch znaków kanji oznaczających człowieka (人) oraz lakę (形). Tak określa się również tradycyjne ciasteczka sprzedawane właśnie w Ningyōchō, których bezskutecznie chce spróbować detektyw grany przez Abe Hiroshi. Shinzanmono jest bowiem j-doramą kryminalną. Mamy tajemniczą śmierć, wiele dziwnych zbiegów okoliczności i ludzi, którzy ciągle kłamią. Wszystko jednak łączy się w splot wydarzeń prowadzący do zaskakującego finału.
Serial jest także okazją do przyjrzenia się bliżej tradycyjnej stronie Japonii, która nawet w tak ogromnym molochu, jakim jest Tokio, ma się bardzo dobrze. Do obejrzenia między innymi tutaj. Polecam!
Akcja serialu dzieje się w Tokio, w Ningyōchō - niedaleko Nihonbashi, gdzie sławny most został przykryty drogą szybkiego ruchu... Naprawdę dziwnie i smutno to wygląda w rzeczywistości.
Nazwa Ningyō składa się z dwóch znaków kanji oznaczających człowieka (人) oraz lakę (形). Tak określa się również tradycyjne ciasteczka sprzedawane właśnie w Ningyōchō, których bezskutecznie chce spróbować detektyw grany przez Abe Hiroshi. Shinzanmono jest bowiem j-doramą kryminalną. Mamy tajemniczą śmierć, wiele dziwnych zbiegów okoliczności i ludzi, którzy ciągle kłamią. Wszystko jednak łączy się w splot wydarzeń prowadzący do zaskakującego finału.
Serial jest także okazją do przyjrzenia się bliżej tradycyjnej stronie Japonii, która nawet w tak ogromnym molochu, jakim jest Tokio, ma się bardzo dobrze. Do obejrzenia między innymi tutaj. Polecam!
środa, 4 sierpnia 2010
Japanese Gardens
Kilka ostatnich dni spędziłam nad książką Japanese Gardens Günthera Nitschke. Autor przedstawia nam rozwój ogrodów japońskich, a także opowiada o ludziach, którzy za ich projektowanie i wykonanie byli odpowiedzialni. Forma ogrodów japońskich staje się dla nas bardziej czytelna - zarówno ta bliższa nam Europejczykom ze stawami i bujną zielenią, jak i ta bardziej surowa z kompozycjami skalnymi i piaskiem uosabiającym wodę, której brak. A do tego przepiękne zdjęcia. Polecam!
A to kilka ogrodów z Kioto uwiecznionych przez L. O niektórych z nich można przeczytać w książce Japanese Gardens.
Proszę także nie zapominać o wrocławskim Ogrodzie Japońskim, który na pewno jest godny uwagi w tym temacie. :)
A to kilka ogrodów z Kioto uwiecznionych przez L. O niektórych z nich można przeczytać w książce Japanese Gardens.
Proszę także nie zapominać o wrocławskim Ogrodzie Japońskim, który na pewno jest godny uwagi w tym temacie. :)
niedziela, 1 sierpnia 2010
Survive Style 5+
Długo zabierałam się do obejrzenia. Trafiałam na dość dobre opinie tego filmu w różnych recenzjach. Z kolei zdania internautów były bardzo podzielone. W końcu postanowiłam poświęcić trochę czasu i spróbować przetrwać Survive Style 5+. :) Na moją decyzję wpłynęła również osoba Abe Hiroshi (odtwarzana w tym filmie rola bardzo różni się od postaci przez niego granych w j-doramach, które miałam do tej pory okazję zobaczyć), o którym niedługo napiszę więcej.
Film jest bardzo surrealistyczny. Niezwykłe obrazy, postacie i sytuacje wydają się nie mieć nic wspólnego ze sobą. A jednak historie kilku osób zazębiają się w niezwykłych okolicznościach. Niełatwy kawałek kina, ale godny polecenia właśnie z tego względu. Czasami warto coś (po)chłonąć, nawet jeśli wydaje nam się, że to, co mamy przed oczami, nie ma zupełnie żadnego sensu. On gdzieś tam jest, głęboko ukryty, a kluczowym pytaniem wydaje się być: What's your function in life?, na które każdy widz powinien spróbować odpowiedzieć sobie sam. :)
Film jest bardzo surrealistyczny. Niezwykłe obrazy, postacie i sytuacje wydają się nie mieć nic wspólnego ze sobą. A jednak historie kilku osób zazębiają się w niezwykłych okolicznościach. Niełatwy kawałek kina, ale godny polecenia właśnie z tego względu. Czasami warto coś (po)chłonąć, nawet jeśli wydaje nam się, że to, co mamy przed oczami, nie ma zupełnie żadnego sensu. On gdzieś tam jest, głęboko ukryty, a kluczowym pytaniem wydaje się być: What's your function in life?, na które każdy widz powinien spróbować odpowiedzieć sobie sam. :)