moje
▼
sobota, 28 marca 2009
Obrazki z Kioto na Spotkaniach Polsko-Japońskich
Z przyjemnością zawiadamiam, iż naszą wystawę "Obrazki z Kioto" będzie można zobaczyć w ramach Spotkań Polsko-Japońskich organizowanych we Wrocławiu już po raz ósmy. Jeżeli więc ktoś przegapił "Obrazki z Kioto", gdy pokazywane były w lutym bieżącego roku, ma ponownie szansę, którą koniecznie należy wykorzystać. :) Program Spotkań dostępny jest tutaj. Serdecznie zapraszamy!
środa, 25 marca 2009
harajuku lovers
Harajuku to miejsce szczególne. Na jego temat pisano już wiele. Mnie również swego czasu natchnęło i tu, i tu. :) Zachęcam więc do przeczytania, aby bliżej zapoznać się z tematem. Harajuku stanowi również fascynacje wokalistki Gwen Stefani, o czym mogliśmy się przekonać słuchając, ale i oglądając teledyski i całą kampanię reklamową, płyty Love. Angel. Music. Baby. Warto zajrzeć na stronę, która obejmuje między innymi teledyski z tej płyty oraz sklep z fajnymi rzeczami. :)
Cały ten wstęp prowadzi do bardzo krótkiej informacji. W serii Harajuku Lovers są również perfumy, które kilka dni temu wypatrzyłam w perfumerii Sephora. Już same flakony wyglądają kawaii. Ale cena już taka kawaii nie jest. :)
Ech, te wspomnienia. :) Żeby nie było, to kilka moich ulubionych fotek sprzed paru lat właśnie z Harajuku. Wtedy to się tam działo. Oj tak. :)
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam zawitam. I że będzie to stare dobre Harajuku, a nie takie jego cienie jak zeszłego lata... Super kawaii! ;)
Cały ten wstęp prowadzi do bardzo krótkiej informacji. W serii Harajuku Lovers są również perfumy, które kilka dni temu wypatrzyłam w perfumerii Sephora. Już same flakony wyglądają kawaii. Ale cena już taka kawaii nie jest. :)
Ech, te wspomnienia. :) Żeby nie było, to kilka moich ulubionych fotek sprzed paru lat właśnie z Harajuku. Wtedy to się tam działo. Oj tak. :)
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam zawitam. I że będzie to stare dobre Harajuku, a nie takie jego cienie jak zeszłego lata... Super kawaii! ;)
wtorek, 24 marca 2009
Radio Yokohama
Autor Marcin Bruczkowski dał mi się poznać przypadkiem kilka lat temu, gdy sięgnęłam po pierwszą jego książkę Bezsenność w Tokio. Pochłonęłam ją błyskawicznie. Wciągnął mnie styl, umiejscowienie akcji i perypetie bohaterów na tle japońskiej kultury. Słowem podobało mi się.
Sięgnęłam więc po kolejną "japońską" powieść Zagubieni w Tokio. I tu niestety przeżyłam rozczarowanie. Jak dla mnie zbyt mało było w niej Japonii, a akcja nie wciągnęła mnie ani trochę. Szkoda.
Z nadzieją sięgnęłam po trzecią książkę (właściwie czwartą w dorobku pana Bruczkowskiego, ale pominęłam Singapur czwarta rano tegoż autora, więc dla mnie ta czwarta jest trzecią :)) Radio Yokohama.
I niestety kolejne rozczarowanie. Akcja zupełnie mnie nie wciągnęła. Może dlatego, że radio jest mi bliskie jako słuchaczowi i nigdy nie byłam "po drugiej stronie". Może znowu za mało tu dla mnie Japonii, jej krajobrazów oplatających tę skośną mentalność.
"Hai - odpowiedział Yoshi, w tym krótkim słowie zawierając uwagę, zrozumienie, potwierdzenie, akceptację, stanowczość, chęć działania, skupienie, entuzjazm, powagę, odpowiedzialność, gotowość dalszej współpracy i solidarność duchową. Czyli wszystko, co w tę jedną sylabę upchnęło dwa tysiące lat kultury japońskiej."
Kilka smaczków się znalazło, ale chyba najciekawsze dla mnie były te części książki nazwane przez autora Interludium. Nie wiem, czemu tak do końca służyły i jak dla mnie były nieco oderwane od głównej treści, ale podobały mi się.
Podsumowując. Czekam na kolejną "japońską" powieść. A zagorzałych fanów zapraszam na stronę autora, gdzie więcej o jego twórczości, oraz do Wrocławia - bodajże w maju Bruczkowski-san zawita do naszego pięknego miasta. :)
(cyt. za: Marcin Bruczkowski, Radio Yokohama, Warszawa 2008, s. 48.)
Sięgnęłam więc po kolejną "japońską" powieść Zagubieni w Tokio. I tu niestety przeżyłam rozczarowanie. Jak dla mnie zbyt mało było w niej Japonii, a akcja nie wciągnęła mnie ani trochę. Szkoda.
Z nadzieją sięgnęłam po trzecią książkę (właściwie czwartą w dorobku pana Bruczkowskiego, ale pominęłam Singapur czwarta rano tegoż autora, więc dla mnie ta czwarta jest trzecią :)) Radio Yokohama.
I niestety kolejne rozczarowanie. Akcja zupełnie mnie nie wciągnęła. Może dlatego, że radio jest mi bliskie jako słuchaczowi i nigdy nie byłam "po drugiej stronie". Może znowu za mało tu dla mnie Japonii, jej krajobrazów oplatających tę skośną mentalność.
"Hai - odpowiedział Yoshi, w tym krótkim słowie zawierając uwagę, zrozumienie, potwierdzenie, akceptację, stanowczość, chęć działania, skupienie, entuzjazm, powagę, odpowiedzialność, gotowość dalszej współpracy i solidarność duchową. Czyli wszystko, co w tę jedną sylabę upchnęło dwa tysiące lat kultury japońskiej."
Kilka smaczków się znalazło, ale chyba najciekawsze dla mnie były te części książki nazwane przez autora Interludium. Nie wiem, czemu tak do końca służyły i jak dla mnie były nieco oderwane od głównej treści, ale podobały mi się.
Podsumowując. Czekam na kolejną "japońską" powieść. A zagorzałych fanów zapraszam na stronę autora, gdzie więcej o jego twórczości, oraz do Wrocławia - bodajże w maju Bruczkowski-san zawita do naszego pięknego miasta. :)
(cyt. za: Marcin Bruczkowski, Radio Yokohama, Warszawa 2008, s. 48.)
piątek, 20 marca 2009
manhole
Przebywając na japońskich ulicach warto czasami spojrzeć pod nogi. Może być to szczególnie trudne pośród falującego japońskiego tłumu, ale warto. Bo oprócz znaków informujących o zakazie palenia, poza specjalnymi pasami dla osób niewidomych istnieją jeszcze manhole, czyli mówiąc "po naszemu" studzienki. Zastanawia mnie i urzeka to, że Japończykom chce się przykładać do rzeczy, które pozornie wydają się tak mało istotne. Studzienki, mimo ich niewątpliwej urody, nie znikają z ulic... Uwielbiam je i zawsze ich wypatruję. A oto kilka uwiecznionych przez nas przykładów:
Moim zdaniem to niewątpliwy plus dla estetyki miejskiej. Poza tym to czasami dobre źródło informacji o tym, gdzie się właśnie gaijin znajduje, na wypadek, gdyby się jednak zgubił w tłumie. :) Nasze manhole to jeszcze nic. Prawdziwe skarby można obejrzeć tutaj. Polecam!
Moim zdaniem to niewątpliwy plus dla estetyki miejskiej. Poza tym to czasami dobre źródło informacji o tym, gdzie się właśnie gaijin znajduje, na wypadek, gdyby się jednak zgubił w tłumie. :) Nasze manhole to jeszcze nic. Prawdziwe skarby można obejrzeć tutaj. Polecam!
niedziela, 15 marca 2009
japonia w five o'clock
W związku z tym, że wciąż raczej zima za oknem niż wiosna, postanowiliśmy uraczyć się jakąś dobrą herbatką. W tym celu udaliśmy się do sklepu, gdzie już od progu wita nas zapach sprawiający, iż nie chce się wychodzić. Myślę o Five o'clock.
Obecnie zawitała tu Japonia. Można jak zwykle spróbować wielu japońskich herbat, a także zaopatrzyć się na przykład w żeliwny imbryczek lub chasen służący do ubijania zielonej herbaty podczas ceremonii herbacianej. My skusiliśmy się na dwie zielone herbaty japońskie - gunpowder oraz marcepanową. :) Na zdrowie!
Obecnie zawitała tu Japonia. Można jak zwykle spróbować wielu japońskich herbat, a także zaopatrzyć się na przykład w żeliwny imbryczek lub chasen służący do ubijania zielonej herbaty podczas ceremonii herbacianej. My skusiliśmy się na dwie zielone herbaty japońskie - gunpowder oraz marcepanową. :) Na zdrowie!
piątek, 13 marca 2009
ten krakowski Japończyk...
W końcu udało nam się dotrzeć na interesującą nas wystawę w Muzeum Narodowym. To już jej ostatnie dni, więc zachęcam na poświęcenie kilku minut weekendu w tym miejscu. Wystawa "Ten krakowski Japończyk... Inspiracje sztuką Japonii w twórczości Wojciecha Weissa" prezentuje ponad 200 prac tego artysty. Niestety "Japonki" nie ma w jej repertuarze.
Wystawie towarzyszy także niewielki zbiór rękodzieła japońskiego. Polecam!
Wystawie towarzyszy także niewielki zbiór rękodzieła japońskiego. Polecam!
czwartek, 12 marca 2009
madame butterfly
Już w dziś w kolekcji Gazety Wyborczej Wielkie Opery mistrz Giacomo Puccini i jego Madame Butterfly.
Przepiękne wydanie zwiera dwie pyty - DVD, na której zapis opery z Mediolanu z 1986 roku oraz CD z zapisem muzycznym, gdzie w rolę Madame Butterfly wciela się sama Maria Callas.
A tu coś całkiem fajnego, co przypadkiem wpadło mi w oko:
Może kiedyś doczekam się tej opery w naszym Wrocławskim Gmachu. Polecam!
Przepiękne wydanie zwiera dwie pyty - DVD, na której zapis opery z Mediolanu z 1986 roku oraz CD z zapisem muzycznym, gdzie w rolę Madame Butterfly wciela się sama Maria Callas.
A tu coś całkiem fajnego, co przypadkiem wpadło mi w oko:
Może kiedyś doczekam się tej opery w naszym Wrocławskim Gmachu. Polecam!
piątek, 6 marca 2009
opowieść o 47 roninach
"Oishi skwitował to spokojnym skinieniem głowy. Tego właśnie oczekiwał od samego początku. Ale i on się zdumiał, gdy pan Sengoku powiadomił go, w jaki sposób mają umrzeć. Choć wszyscy byli bezpańskimi roninami, którym nie przysługiwał taki przywilej, pozwolono im na otworzenie sobie brzuchów w szlachetnej ceremonii seppuku. Oishi z trudem mógł uwierzyć własnym uszom i pochylił się w głębokim ukłonie wdzięczności wobec pana Sengoku.Potem pospieszył do swoich towarzyszy, aby przekazać im dobrą wiadomość."
Historia 47 roninów broniących honoru swego pana jest dość powszechnie znana. A przynajmniej najważniejsze wątki tej opowieści. Nieco wnikliwej można jej się przyjrzeć tutaj. Do dziś odwiedzać można grób pana Asano, przy którym również pochowano 47 roninów. Mieliśmy taki zamiar, ale mimo że miejsce to znajduje się blisko centrum Tokio, nie udało się. Może następnym razem.
Sięgnęłam po tę książkę właśnie z tego powodu. Aby lepiej poznać okoliczności i bohaterów. Mimo że nie jest to wydawnictwo dokumentalne, można się sporo dowiedzieć o ówczesnej Japonii i historii walecznych samurajów. Niestety powieść mnie nie wciągnęła. I nie chodzi mi oczywiście o samą historię, ale raczej sposób jej podania.
Ponoć już niedługo rozpoczną się zdjęcia do filmu opowiadającego historię dzielnych samurajów. Główną rolę ma zagrać Keanu Reeves. W końcu płynie w nim kilka kropli azjatyckiej krwi. Tylko czy japońskiej? :)
(cyt. za: John Allyn, Opowieść o 47 roninach, Lublin 2008, s. 282.)
Historia 47 roninów broniących honoru swego pana jest dość powszechnie znana. A przynajmniej najważniejsze wątki tej opowieści. Nieco wnikliwej można jej się przyjrzeć tutaj. Do dziś odwiedzać można grób pana Asano, przy którym również pochowano 47 roninów. Mieliśmy taki zamiar, ale mimo że miejsce to znajduje się blisko centrum Tokio, nie udało się. Może następnym razem.
Sięgnęłam po tę książkę właśnie z tego powodu. Aby lepiej poznać okoliczności i bohaterów. Mimo że nie jest to wydawnictwo dokumentalne, można się sporo dowiedzieć o ówczesnej Japonii i historii walecznych samurajów. Niestety powieść mnie nie wciągnęła. I nie chodzi mi oczywiście o samą historię, ale raczej sposób jej podania.
Ponoć już niedługo rozpoczną się zdjęcia do filmu opowiadającego historię dzielnych samurajów. Główną rolę ma zagrać Keanu Reeves. W końcu płynie w nim kilka kropli azjatyckiej krwi. Tylko czy japońskiej? :)
(cyt. za: John Allyn, Opowieść o 47 roninach, Lublin 2008, s. 282.)
środa, 4 marca 2009
song na dziś #3
He doesn't mean a thing to me, just another pretty face to see
He's all over town, knocking 'em down, honey
I'd never let him next to me
Oh he's the kind of guy who thinks he's smart
He's the type that always looks the part
He's on the make, it's undertake, honey
An' I never let him touch my heart
He didn't mean to catch my eye, well he's lucky, he just walked on by
'Cos he hasn't met a girl like me, are you kiddin'
Well I tell him that I'd rather die
He doesn't mean a thing to me, just another pretty face to see
He's all over town, knocking 'em down, honey
I'd never let him next to me
Oh he's the kind of guy who thinks he's smart
He's the type that always looks the part
He's on the make, it's undertake, honey
An' I never let him touch my heart
He didn't mean to catch my eye, well he's lucky, he just walked on by
'Cos he hasn't met a girl like me, are you kiddin'
Well I tell him that I'd rather die
(http://www.lyricsmania.com/)